30 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 21


Ów mężczyzna, pijany w sztok, nie od razu dostrzegł moją obecność, tak przecież użyteczną. Trzymałam go za rękę, która owinęłam sobie wokół szyi i, pijana na swój sposób, dotykałam sobą jego ciała od ramion do kolan, które niebezpiecznie się uginały. Wydawało mi się, że i ja upadnę pod tym chwiejnym brzemieniem.
Dotarliśmy jednak, obchodząc czarny domek, do zakątka portu wyludnionego o tej porze, lecz niemile oświetlonego. Czego ja właściwie pragnęłam? Nie mam pojęcia i nie byłam zresztą ciekawa - gdy wtem, o zgrozo, mój towarzysz, odwrócił się ode mnie, jakby chciał wymiotować. Odskoczyłam zawstydzona i otrzeźwiwszy natychmiast spostrzegłam, jak dysząc opiera się o ścianę. Macał mur rękami szukając oparcia, którego mu nagle zabrakło; w przypływie litości chwyciłam go za rękę i poprowadziłam o kilka metrów dalej. Był jeszcze młodszy niż myślałam. Jego profil zachował coś dziecinnego, co mnie wzruszyło. Zwróciwszy się trochę ku mnie, wybełkotał pytając, kim jestem i co tutaj robię. Parę znanych mi słów szwedzkich przyszło mi z pomocą. (...)
Bezwiednie pożerałam go oczami. Wyrzekł wtedy słowa, których nigdy nie miałam zapomnieć, streszczały bowiem część mojego życia ze wszystkimi cierpieniami.
Froken, dlaczego pani patrzy na mnie jak dziecko na choinkę w Boże Narodzenie? 

(str.125)

29 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 20


Siedząc przy długim stole, rysowałam grzecznie twarz dziewczynki grającej z chłopczykiem w krokieta w ogrodzie, który
 miałam jeszcze zapełnić ostróżkami, łubinem i lewkoniami - i wszystko oddać o siódmej. Z zajadłością rysowałam jej usta, domagające się ukąszeń i które uczynią ją ofiarą w jakimś zagajniku! Również i kwiaty tłoczące się pod murem ogrodu rosły na ziemi użyźnionej zadawnionymi urazami.. Te dzieci swawoliły w ogrodzie gniewu.. Gniew przebijał ze wszystkich rysunków, zatruwał powietrze, ziemię, wodę, ale nikt nie dostrzegał tego; przeciwnie moja klientela lubiła ten styl, pragnęła scen wypełnionych uśmiechem, bujną roślinnością, krajobrazami ze snu a jednak realistycznymi. Dawałam jej to wszystko, a nawet więcej niż się domagała.

(str. 122)

27 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 20


Wyobrażałam sobie, co mogłoby się wydarzyć, gdybym okazała się zręczniejsza, ale straciłam głowę dla tego mężczyzny, choć nic nie pokazywałam po sobie. A nie tak trudno uwieść albo uwieść na nowo mężczyznę... Ten był najbardziej zmysłowy z tych, których znałam. W całej armii niemieckiej nie znalazłby się namiętniejszy.. Trzeba mi było udawać wesołość a nie powagę równą jego powadze. kiedyś lubił jak się śmiałam. Trzeba było się śmiać. Teraz nie pozostawało mi nic innego jak wzdychać z żalu. "Idiotka!" - powiedziałam na głos - "Idiotka!" Poznałam dziesiątki młodych oficerów a nie potrafiłam wymóc pocałunku od człowieka, który nauczył mnie miłości. 

(str. 120)

26 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 19



Sama. Nigdy jeszcze samotność nie ciążyła mi okrutniej. Po raz pierwszy od czterech lat ktoś wszedł w moją samotność i opuścił ją - mężczyzna. Nie brałam w rachubę krótkiej przygody z Emilem. Ten przyniósł mi tylko wśród olśnienia zmysłów radość wyłącznie fizyczną. Nie liczyłam też przypadkowych spotkań nieskończenie mniej świetnych i o których nie chciałam już więcej myśleć.. Roger to zupełnie co innego. przechadzał się kiedyś, jak mu się podobało, w moim umyśle i sercu, a tej nocy ożyło to wszystko w magicznym świetle wspomnień.

(str. 120)

25 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 18


Po co piszę o tym? Bo czuję się mniej osamotniona, kiedy piszę. Wydaje mi się, że do kogoś mówię. Pisać - to mówić do siebie, ale nie bardzo wiem, co chcę pisać.
Opowiedzieć własne życie? Umierałabym ponownie. 


(str.110)

Chciałam rzucić się na łóżko; zdjęłam suknię, żeby jej nie pognieść, gdyż przewidywałam, że krzycząc będę tarzać się na posłaniu. To było śmieszne, ale tego ranka wszystko było śmieszne.. Zobaczyłam w lustrze odbicie młodej kobiety, szczupłej i pełnej wdzięku jeszcze - tak wdzięcznej jak pensjonarka. Miałam dopiero dwadzieścia siedem lat i jakimś cudem po tym wszystkim, czego doświadczyłam, ani jedna zmarszczka nie żłobiła mojej twarzy. Próbowałam uśmiechnąć się, tak jak uśmiechamy się do mężczyzny, ale uśmiech nie sięgał oczu. Myślałam o Rogerze, o kolacjach w wiejskich oberżach i uśmiechnęłam się. Daremnie. Radość i niepowtarzalna beztroska gdzieś przepadły. 

(str.113)

24 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 17



Mój pokój. Zbyt dobrze go znam, abym mogła powiedzieć jak on wygląda. Nie umiałabym go opisać i nie miałabym zresztą ochoty. Nie twierdzę, że za wiele tu wycierpiałam - to nazbyt romantyczne sformułowanie - ale za bardzo się nudziłam. Z tego powodu przywiązałam się do niego w osobliwy sposób. Byłoby mi przykro zamienić go na inny - inny? inne więzienie? Ale to nie więzieni. Mogę wyjść, kiedy mi się podoba, odejść, wrócić. Nikt mnie nie pilnuje, ale tez i nikt mnie nie widzi. To tak jakbym nie istniała. Miasto jest nawiedzane, ma swojego ducha i tym duchem jestem właśnie ja. Śmieję się z tego sama do siebie. Listonosz mnie nie widzi, rzeźnik mnie nie widzi, kobiety, mężczyźni, nikt. Z dziećmi jest inaczej. Widzą mnie, kiwają do mnie rękami. Podobno dzieci mają szczególny instynkt, ale zawsze znajdzie się jakaś matka albo piastunka, aby pociągnąć dziecko za rękę, kiedy się zbliżam, i matka albo piastunka mają zawsze ów martwy wzrok, przeznaczony dla mnie od czterech lat, od decydującej chwili, kiedy wszystkie dzwony rozdzwoniły się jednocześnie. 

(str. 109)

23 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 16


Żyję w otoczeniu kobiet i mężczyzn, którzy nie wierzą, gdyż nigdy nie umieli się zastanowić. Pan jest z tych, którzy myślą i którzy jednak dochodzą do tego samego wniosku, że niebo jest puste. Pan jest szalony! (...) Nie cierpię pana, ale i kocham (...) Nie chciałam pana pokochać. Nie mamy wyboru. 

(str. 101)


Jeśli chcesz, pójdę się przejść z godzinę  po lesie a tymczasem poszłabyś... do kościoła. (...) Nie - powiedziała z prostotą - To skończone. Już Cię więcej nie opuszczę. 

(str. 105)

22 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 15


Zajęty zbieraniem ostatnich okruchów szkła, klęczałem przed nią i podniósłszy wzrok
zobaczyłem, że jej czarne oczy płonęły, jakby spoglądała w Piekło. Oparła głowę na dłoni i wydała się piękna osobliwa uroda, nie mającą żadnego związku z urokiem, który rozjaśniał ją w beztroskich chwilach. To nie dziecko na mnie patrzyło, ale kobieta onieśmielająca swoją szlachetnością i surowością, mimo to jednak uległem znów porywowi litości wobec tej istoty, która traciła swoją młodość w ciemnościach przesądu. Jakiś głos wołał we mnie: 
"Ocal ją od pomyłek! Wydrzyj ją zbytecznemu dramatowi wiary.. Masz światło. Obdarz ją nim". 

(str. 101)

21 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 14


Te minuty uczyniły mnie innym człowiekiem. Nie chciałem zapalić światła, bo nie chciałem widzieć, przede wszystkim nie chciałem siebie widzieć: tyle razy jęczałem z rozkoszy, a teraz jęczałem z nieopisanego przerażenia. Trwoga zwaliła się na mnie jak fala morska. Żałowałem, że nie położyłem kresu moim dniom, ale kiedy minął kwadrans, zdołałem się otrząsnąć i wstałem z łóżka, żeby odetchnąć na tarasie. Ręce drżały mi jeszcze, kiedy wsparłem się o poręcz. Siły wracały jednak a wraz z nimi zdolność rozumowania. W tej chwili nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo. Pokój panował w Europie, nie oddano jeszcze ani jednego strzału. Mogłem pojechać i wrócić - dokądkolwiek bym zechciał... Świat pogrążony teraz w bezruchu, dodał mi otuchy i spojrzałem nie tak już złowrogo na wieżę z korkociągiem. 

(str. 97)

20 kwietnia 2013

Mini-konkurs: Światowy Dzień Książki

23 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Książki. 


Ciekawa jestem jednak, czy wszyscy wiedzą, dlaczego świętujemy ten dzień właśnie 23 kwietnia. Dlatego też ogłaszam mini-konkurs. 


Aby wziąć w nim udział należy podać nazwiska swoich ulubionych pisarzy oraz tytuły ulubionych książek a także odpowiedzieć na pytanie:

Dlaczego 23 kwietnia obchodzony jest na całym świecie jako Dzień Książki? Skąd wywodzi się to święto? Jak jest świętowane w Polsce i w innych krajach?

Poprawne odpowiedzi należy przesyłać na adres mailowy kontakt@dedaliikar.com bądź w komentarzu bloga do poniedziałku 22 kwietnia do godziny 24.00.

Autorzy najciekawszych wypowiedzi zostaną nagrodzeni upominkami od Studio Lingwistyczno-Biznesowego "Dedal i Ikar".

Julian Green: Inny - fragment 13



Możliwie jak najdyskrytniej podążałem ku chrzcielnicy, zwabiony jej wspaniałą koroną królewską ze złoconego drzewa, gdy nagle zamarłem ze zdumienia. Parę osób przechodziło nieopodal mnie kierując się ku wyjściu. Jedną z nich była Karin. Nie była sama. Młodziutka blondynka, znacznie od niej ładniejsza, coś mówiła do niej po cichu. (...) Na zatroskanej zazwyczaj lub drwiącej twarzy malowała się powaga, jakiej nigdy jeszcze u niej nie dostrzegłem, jakaś spokojna radość, która czyniła z Karin nieznajomą. (...) Ta sama Karin, którą widziałem w Tivoli wpatrzoną w twarz młodego oficera, przychodziła tutaj się modlić. Mniejsza o Tivoli, bo całe miasto tam bywało, ale obecność tej dziewczyny w ogrodzie tajemnych rozkoszy trudniej byłoby wyjaśnić - jeśli rzeczywiście tam ją widziałem. Słowo "obłudnica" pojawiło mi się na ustach, ale szybko je powściągnąłem. To promienne oblicze, które widziałem przed chwilą, nie mogło być twarzą obłudnicy. Było w nim coś takiego, co wymykało się zwykłemu rozumowaniu na temat ludzkiej szczerości, była w tym, jakaś tajemna sprzeczność, do której klucza nie miałem. 


(str. 94)

19 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 12


Chociaż godzina była raczej nocna niż poranna, przygotowałem sobie kąpiel i zanurzyłem się w ciepłej wodzie, jakbym chciał zmyć z ciała wszystkie pieszczoty, które, które otrzymało. Szorowałem każdy cal skóry, od stóp do głów. Mściwą ręką rozpościerałem biała pianę na całym ciele, twarzy i włosach. W tym szale oczyszczenia, którego sens miał mi się pojawić później, zużyłbym chętniej trzy mydła.

Unikałem prostytucji nie z obawy przed chorobą zawsze możliwą, ale nie chcąc uciekać się do ułatwień według mnie niegodnych mężczyzny, który nie przestał się jeszcze podobać. Te kobiety brukały mnie w moich oczach, postarzały, napawały wstydem. Strona moralna - czy potrzebuję to podkreślać? - nie miała najmniejszego znaczenia w tej historii. W moich oczach dziewczyna uliczna warta była więcej od niejednej osoby, rzekomo godnej szacunku, ale za mało miałem przenikliwości i odwagi, aby wyznać samemu sobie, że prostytucja pociągała mnie z taką samą mocą, jak przepaść przyciąga człowieka skłonnego do zawrotów głowy. Zrozumiałem to znacznie później. 


(str. 92)

18 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 11



Wróciwszy po dwóch godzinach do mojego pokoju, rzuciłem się na łóżko, ukrywając głowę w poduszce. Wydawało mi się, że czuję jeszcze w rękach i na całej skórze zapach przepysznego ciała, które nasyciło moją żarłoczność. W wyobraźni widziałem wszystko ponownie. Nie było to wspomnienie lecz halucynacja. Znajdowałem się znów w pokoju ponuro oświetlonym jedną żarówką zawieszoną nad łóżkiem. Koloru mokiety wytartej aż do osnowy niepodobna było ustalić, a na oknach wisiały  aksamitne fioletowe zasłony w żółtawe pasy. Była i ... Była też i plugawa miednica a wyszczerbiony dzbanek na wodę stał na stole ze zwykłych desek, na ścianie zaś, po lewej stronie drzwi, o zgrozo, wisiała spora rycina przedstawiająca nie mam pojęcia jaką scenę religijną. Na miejscu nie zauważyłem tych szczegółów, nie odrywając oczu od gładkiego, bursztynowego ciała w ostrym świetle żarówki. Potem... Potem, jak mi się to - rzecz nie dająca się wytłumaczyć - przytrafiało za każdym razem, życzyłbym sobie, żeby podłoga rozwarła się i pochłonęła moją partnerkę. Jak powoli się ubierała! Dwoma dłońmi o rozwartych szeroko palcach pokazywała mi, ile potrzebuje koron, jakbyśmy nie ustalili ceny wcześniej, nad kanałem. 

(str. 91)

17 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 10

Zobaczyłem, jak szybko szła pod drzewami, i w tej właśnie chwili, z powodów, których nie mogłem zrazu pochwycić, zacząłem jej gwałtownie pożądać. Może to jej krok tak z natury wdzięczny?A poza tym tyle razy mówiłem jej o swojej miłości. Stało się to naraz prawdą i żądza nadeszła, jak powinienem był się spodziewać. Trzeba było dodać, że od paru dni byłem całkowicie pozbawiony uciech fizycznych.

W pierwszym odruchu chciałem dogonić Karin samochodem, ale byłaby to jeszcze jedna niezręczność. Każda dziewczyna, na którą za bardzo się nastaje, będzie się tym uparciej wzbraniać. Z ciężkim sercem zatrzymałem samochód przed domem i wszedłem do mojego pokoju.

Nagły ból głowy ścisnął mi skronie. Nie zapaliwszy światła wyszedłem odetchnąć na tarasie, nad którym górowała cała masa spiralnej wieży kościoła, odcinająca się od jasnego jeszcze nieba. U moich stóp latarnie oświetlały chodniki opasujące malowane fasady - i przyglądałem się tym szczegółom, starając się nie myśleć o Karin. Postąpiłem jak głupiec. Trzeba było ją przed chwilą dogonić. Powinienem był wziąć ją siłą w ogrodzie otaczającym dom wystawiony na sprzedaż, gdzie byliśmy sami - ale nie pożądałem jej wtedy. A może tego właśnie pragnęła: żeby wziąć ją siłą? Cóż, odgadywałem wszystko z paroma godzinami opóźnienia.. Niepodobna było postępować niezręczniej ode mnie z dziewczętami, które pociągały mnie tak bardzo.

(str. 90)

16 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 9

- Karin! - zawołałem - Pani jest prawie...
- Prawie co? Prawie ładna? Nieprawdaż?
Wyraziła dokładnie moją myśl.- Prawie niebezpieczna - powiedziałem biorąc ją za rękę. - Niebezpieczna, bo bardzo ładna.(...)
- A jeżeli kocham panią?
- Pan nie jest zakochany, wiedziałabym o tym, niech pan to zrozumie.
- To dlaczego pani widuje się ze mną? Niech mi pni nie mówi, że dla doskonalenia znajomości języka. Mogłoby to na mnie podziałać jak płachta na byka i może zbiłbym panią.
- Nie ośmieliłby się pan. Za bardzo lękałby się pan utracić mnie na dobre,  bo chce pan dołączyć mnie do kolekcji - posiąść małą Dunkę, której jeszcze nikt nie miał. (...) Ja nie mogę (....) obejść się bez pana. Ale to niezupełnie to samo. (...) Kiedy mówiłam po duńsku w lesie przygód, wypowiadałam to, czego nie należy nigdy wyjawiać. Jestem głodna i mam pragnienie. Cierpię z głodu i pragnienia miłości. Jestem zgubiona, Rogerze. Widzi pan, mówię to panu spokojnie i nie mogłabym nikomu tego powiedzieć z wyjątkiem pana, gdyż pan wyjedzie, a jeśli wojna wybuchnie, nie zobaczymy się nigdy więcej. (...) Dlatego lepiej, żebyśmy się nie kochali.(...)Jest pani dziewicą. (...) Jak pan to powiedział... Dziewicą... Ciało może i tak, ale na tym koniec.
Nie miał pan szczęścia trafić n to, co pan nazywa dziewictwem.
W Kopenhadze, w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym! 

(str. 83)

15 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 8 (Roger budzi się)


Drgnąłem i oprzytomniałem nagle. Siedziałem przy kierownicy w samochodzie stojącym na brzegu chodnika. Mój zegarek wskazywał za siedem ósmą. Spałem trzy minuty zmordowany, wyczerpany nerwowo dniem pełnym wyczekiwania, wyjść i powrotów, spałem i śniłem. Ulga, jaką poczułem wydarła mi wytchnienie, ależ nie – rzężenie człowieka wyrwanego ze strasznej rozpaczy. Nie wahając się, przejechałem na drugą stronę, ustawiłem samochód nieopodal restauracji i poszedłem tam szybko.

Jeden rzut oka wystarczył mi, żeby upewnić się, że Ilsy jeszcze nie ma.. Cóż w tym niezwykłego? Lokal był jeszcze prawie pusty i miałem kłopot z wyborem stolików pokrytych pięknymi, białymi obrusami, nie tak długimi jak we śnie. Sala także była mniejsza i nie tak zdobna, okna węższe, sufit niższy i na razie przynajmniej nie przygrywała żadna muzyka.(...)

Sala się napełniała. Kelnerzy wnosili półmiski a maitre d'hotel sterował swoją ciężką postacią to w tę, to w drugą stronę. Wokół niego wzbijał się gwar słów, całkowicie niezrozumiałych dla mnie, ale w tonie ogólnym przebijała wesołość i śmiech buchał tu i ówdzie wśród brzęku sztućców. Wszyscy biesiadnicy wydali mi się brzydcy z wyjątkiem jednej brzoskwiniowej pani, która zresztą przestała na mnie spoglądać. Czekałem. Należało być cierpliwym, ale odnosiłem przykre wrażenie, że uśmiechano się dyskretnie na widok mojego pustego talerza, gdyż odgadywano, iż moja piękna każe mi tęsknić. Tęsknić? To za mocne słowo. Nie tęskni się za kobietą, która sprzedaje swoje wdzięki a jednak...

Zegar na Ratuszu wydzwonił niedyskretnie ósmą trzydzieści. Kiedy Ilsa usiądzie naprzeciw mnie, powiem jej po francusku, co o niej myślę, powiem jej to z uśmiechem.. Będę trywialny, a nawet oklnę ją ordynarnie i zmieszam z błotem – w naszym pięknym języku, którego na pewno nie rozumie. Nie bez pewnej przyjemności układałem tę mściwą mówkę, skracało mi to czas. Mimo wszystko pot zrosił mi czoło, kiedy zegar znów zadzwonił, gdyż zacząłem pojmować....(....)

- Ilsa nie przyjdzie – powiedziała panna Ott -to niemal pewne. (...) Ilsa ubierała się przed chwilką, aby spotkać się z panem. Muszę panu powiedzieć, że Mr Gore jest zawsze dla niej szczodry. Taki to rys charakteru. Zależało jej na tym spotkaniu, no i ubierała się. Byłam tam. (...) U Ilsy. Otóż Mr Gore przyszedł znienacka. Kaprys, rozumie pan. Trzeba było otworzyć, bo przecież to Mr Gore. Wykrzykiwał pod drzwiami swoje nazwisko. Kiedy zobaczył ją w tym ślicznym szlafroczku.... Jak określić kolor... (...) Ma! - wykrzyknęła – Takiego samego koloru jak suknia tej pani, która siedzi za panem.



- Brzoskwiniowy – powiedziałem nie odwracając się.


- Tak ale delikatniejszy. (...) Kiedy Mr Gore zobaczył Ilsę w tym ładnym szlafroczku, strzelił mu do głowy kaprys. Skończyło się to zapewne już o tej porze. Będzie pan miał Ilsę nieco później, mogę się założyć.
- Już nigdy nie zobaczę tej zdziry, słyszy mnie pani?

- Zdziry? Co to znaczy zdzira? Ach, zrozumiałam. Pan jest interesujący! (...) Nie należy osądzać Mr Gore'a - prawiła zniżając głos i robiąc poważną minę - "Nie sądźcie..." A więc nie należy osądzać Mr Gore'a. Mr Gore jest bogaty. Miliony koron. Zgoda. Jeszcze raz zgoda. Nic mi do tego. "Czemu widzisz drzazgę w oku brata swego..." Pan też, prawda?

Ten krótki dyskurs wydawał mi się tak iestosowny, że nie powstrzymałem słów cisnących mi się na usta:

- Proszę pani, zbytecznie cytuje  mi pani słowa, w które nie wierzę. Zwłaszcza tutaj. Rozmawia pani z ateuszem.(str. 72-77)

14 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 7

Pod moimi drzwiami, o radości, czekał na mnie list, wykaligrafowany pismem trochę dziecinnym: "Jeśli pan będzie miał miał czas jutro, w sobotę, moglibyśmy zwiedzić okolice starego miasta. Pokazałabym panu dawną posiadłość moich rodziców. Już dobrze nie pamiętam, co mówiłam panu wczoraj w lesie przygód, ale niech pan zapomni o wszystkim - o wszystkim z wyjątkiem Karin."

Ostatnie słowa wzruszyły mnie jakoś śmiesznie, przyznam się, nagłym ruchem przytuliłem wargi do miejsca, gdzie był podpis - on przynajmniej nie stawiał mi oporu.. Krew nabiegła mi do twarzy. Czyż to nie oczywiste, że Karin mnie kocha? Na pewno przyszła tu w porze obiadu, by wsunąć liścik pod drzwi. Gdybym był w domu, otworzyłbym nagle, chwycił śniadą rękę i przemocą wciągnął zdobycz do pokoju.... Minęło pięć minut sentymentalnej maligny. Mówiłem sam do siebie, rzuciłem się na łóżko i z głową w poduszce przyzywałem Karin z czułością, pasją - jak to się dzieje w książkach. Brakowało tylko łez, których nie mogłem wydusić.

Mimo wszystko ironia sytuacji była dla mnie jasna. Może nawet kochałem Karin, ale byłem umówiony z Ilsą, drugiej pożądałem, pierwszej nie. Podobne myśli nie opuszczały mnie do wieczora. Przed wpół do ósmej
zostawiłem samochód przed restauracją Wivex, po drugiej stronie bulwaru.

Działając podstępnie włożyłem dość duże, ciemne okulary i kapelusz z dużym rondem - jakie się wówczas nosiło - co zmieniało mnie nie do poznania. Mogłem w ten sposób wypatrywać nadejścia Ilsy tak, by nie domyśliła się nawet. Dość osobliwe jak na Dunkę była punktualna, ale zrozumiałem natychmiast, że nie przez grzeczność wobec mnie, ale przez ślepe posłuszeństwo rozkazom Mr Gore'a. Pożyczał mi niewolnicę.
Ilsa miała typową dla niewolnicy wyniosłość, arogancję i wzgardliwe spojrzenie, które nie zatrzymuje się na nikim, z wyjątkiem pana, i z wielką elegancją przechodziła na drugą stronę bulwaru, kiedy zegar ratuszowy wydzwaniał ósmą. Wpatrywałem się w nią jak szaleniec. Każdy krok był aluzją do wspaniałości jej ciała w lekkiej jedwabnej sukni. Wydawało mi się dziwne, że nikt jej nie dostrzegał, że nikt nie szedł za nią, i drżałem, że ta pokusa ogarnie wreszcie kogoś - ale tej nocy ona była dla mnie. "Jesteś moja - szepnąłem - cała jesteś moja". Aby przedłużyć ten upajający moment i podniecić rozkosznie żądzę, nie ruszałem się z auta i patrzyłem, jak dziewczyna wchodzi do restauracji, obraca głowę to w prawo, to w lewo i wreszcie siada przy stoliku, nieco na uboczu, by na mnie czekać. Ta, z którą spotkania nie sposób było odmówić, czekała na mnie, zdziwiona może, iż mnie nie ma dotąd, gdyż na błękitnym niebie wskazówki wielkiego zegara wskazywały ósmą pięć.

Moje spóźnienie pewnie uraziło Ilsę. Myśl ta bawiła mnie. Wykrwawiałem trochę jej dumę. Nudziła się najwyraźniej (wszystko to widziałem z mojej kryjówki). Rozglądała się jak przed chwilą, to w lewo, to w prawo. Śmiałem się do siebie nie ukrywając się bynajmniej, przy czym zdjęty nerwowym głodem na myśl o tej zdobyczy, którą mi ofiarowywano, zapuściłem motor.

Zatrzymały mnie niemal zaraz czerwone światła i musiałem przepuścić długi łańcuch tramwai, sporo samochodów, które, jak mi się wydawało, drwiły z mojego pośpiechu.

W końcu droga była wolna, pomknąłem naprzód i ustawiłem samochód przed restauracją, ku której pobiegłem zwolniwszy kroku zaledwie na parę metrów przed drzwiami - żeby wejść jak najspokojniej w świecie.

Zatrzymawszy się w progu, osłupiałem. Starszy pan w eleganckim granatowym garniturze siedział przy stoliku Ilsy, przy moim stoliku, prowadząc z nią ożywioną rozmowę, jakby znali się dobrze, lecz nie widzieli od dawna. Najbardziej uraziła mnie rozradowana mina Ilsy, uśmiechającej się raz po raz i bardzo, jak się wydawało, kontentej.

Posuwałem się naprzód jak w koszmarze sennym z trzydziestokilowymi odważnikami u nóg. Sala była długa i szeroka, przecinały ją wysokie okna, przysłonięte udrapowanymi, muślinowymi firankami. Gęsto rozsiane lampki rzucały przyćmione światło spod różowych, jedwabnych abażurów. Stoliki rozstawiane rzadko niknęły pod białymi obrusami, których fałdy załamywały się na czerwonym, grubym dywanie. Muzyka pełna dyskrecji rozbrzmiewała spoza gęstej, dostępnej grupy plam. Znalazłszy się w najelegantszej z tutejszych restauracji nie tylko zapadłem jakby w koszmar, ale sam byłem koszmarem w oczach bogaczy zaludniających ulubiony lokal. W istocie wszystko nakazywało mi jak największą skromność. Szedłem jednak ku "mojemu" stolikowi, nie spuszczając go z oka i wkrótce znalazłem się tak blisko, że Ilsa i jej towarzysz zwrócili ku mnie pytające spojrzenia.

- Ilso - powiedziałem zdławionym głosem - Mr Gore....

Przyglądała mi się w milczeniu i uniosła brwi. Czy mnie choć poznała? Pochyliłem się ku niej.

- Please - powiedział stanowczym tonem pan w granatowym ubraniu.

- Mr Gore - powtórzyłem.

- Yes, Mr Gore - rzekł nieznajomy.

I wskazał na siebie palcem, aby mi wyjaśnić, że jest tutaj dzięki uprzejmości Mr Gore'a. To kłamstwo zbiło mnie z tropu. W głowie mi się mąciło. Oddaliłem się w rytmie menueta Boccheriniego, którego nie cierpię, i  czułem się tak, jakby muzyka ta odprowadziła mnie do drzwi z drwiącą kurtuazją.

13 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 6


Pożądałem Ilsy. I oto będę miał Ilsę. Przyszedł mi znów obraz szklanki, z której pili inni. Choćby nawet setki nieznajomych mężczyzn piły z tej szklanki, było mi to obojętne. Najtrudniej było pogodzić się z tym, że tam, gdzie spoczną moje wargi, plugawe usta Mr Gore'a długo zapewne gościły. A co do tej wizyty. Można się wyrzygać.

(str. 70)

Julian Green: Inny - fragment 5


Usiłowałem zapomnieć o czarodziejskich dziewczętach od Cooka, zwłaszcza o tej drugiej, która mówiła po francusku. Starałem się też usilnie wymazać z pamięci twarz i postać Ilsy - mówiąc "postać" dokonałem chwalebnego wysiłku, by zostać poprawnym. Co do Karin - przede wszystkim o niej usiłowałem nie myśleć. Czymże zresztą była biedna Karin wobec tych bogiń? Ale w istocie mimo woli o niej myślałem najwięcej i napawało mnie to lękiem.. Potrzask zamknął się. Zamknął się na dobre.. Litowałem się nad Karin. Od tego się wszystko zaczęło. Nie powinniśmy litować się bez zastanowienia.


 (str. 56)

12 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 4



Ogarnęła mnie niewysłowiona rozpacz. Wydałem się sobie zwierzyną z łapą uwięzioną w potrzasku. Nic by się nie zmieniło, gdybym opuścił ten dom i wyszedł na ulicę. Śmierć mnie otaczała. Życie było potrzaskiem. W samym środku życia tkwił ten bezlitosny mechanizm, którego nic nie mogło zniszczyć. Trzeba umrzeć. Wojna wybuchnie lada moment. Ogarnięty paniką szukałem jakiegoś schronienia. Trunki i narkotyki nie miały żadnej władzy nad
moim umysłem. Strach unicestwiał się tylko w erotyzmie, ale nasycenie następowało szybko i trwoga odradzała się w samotności, w jaką się zaraz zagłębiałem: ochłonąwszy czułem się sam, jeśli nawet kobieta pozostawała ze mną. Sądzę, że, gdyby w tym pokoju było okno, skoczyłbym w próżnię mimo grozy, jaką we mnie budziła podobna śmierć. 

(str.46)

11 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 3


Szedłem teraz cichą ulicą, przy której stały stare domy, i okna bez okiennic spoglądały na mnie w ciszy nocnej. wydawały się tak baczne, jakby rzeczywiście niewidzialni mieszkańcy obserwowali mnie i podchodzili do okien słysząc moje kroki. Na koniec znalazłem się na okrągłym placu oświetlonymi latarniami, ukrytymi w gąszczu drzew; światła przesłonięte liśćmi wyglądały jak chińskie lampiony. Podaję owe szczegóły, gdyż w tym banalnie przyjemnym otoczeniu zdarzyło się coś, co omal nie zmieniło biegu mojego życia: miałem wrażenie, że drzwiczki jakiejś klatki zatrzasnęły się przede mną. Zbyteczne było już ukrywać przed sobą, że lada chwila zadurzę się w Karin.

Wszystko ostrzegało mnie, że w tym moje nieszczęście. Wiedziałem: i cóż z tego, że jestem młody. Gdybym mógł wybierać ani spojrzałbym na nią, ale bywa, że zadurzamy się z przyczyn tak sekretnych, iż się nam wymykają. U źródła mojej miłości istniało najbardziej niebezpieczne z uczuć, przeradzające się niekiedy w namiętność: litość, litość, która niepostrzeżenie przeistoczyła się w czułość wraz ze wszystkimi rozszalałymi żądaniami serca. 

(str.34)

10 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 2


Cichy szmer małej kaskady zawiódł mnie w rejony najbardziej według mnie obfitujące w zwierzynę; istotnie, po chwili niemal ocierałem się o pary milczące zajęte sobą. Najbardziej uderzała mnie panująca tu cisza. Gdyby nie miarowy chrzęst butów na żwirze - inni bowiem szukali tutaj tego samego co ja - mógłbym sądzić, że jestem sam w tym ludnym ogrodzie. Oczywista nikt nie zbliżał się do latarń. Nie widziałem prawie nic, niekiedy mignęła biel odzieży i niekiedy - odnotowuję ten szczegół z podziwem - jasne złoto włosów. 

(str.30)

III rocznica katastrofy smoleńskiej

Dziś obchodzimy trzecią rocznicę katastrofy smoleńskiej.
W trakcie podróży na uroczystości upamiętniające ofiary 1940 roku (w zbrodni tej w Katyniu zginęło 21
768 Polaków w czym ponad 10 000 oficerów i policji) 10 kwietnia 2010 roku o godzinie 8:41 zginęło 96 osób odpowiedzialnych w Rządzie Polskim, a pośród nich Prezydent Rzeczypospolitej Polski, Lech Kaczyński wraz z żoną, Marią Heleną Kaczyńską. 
Odpowiedzialnymi za katastrofę czyni się warunki pogodowe oraz złe warunki do lądowania, jakkolwiek do tej pory nie ma pewności co do prawdziwych okoliczności katastrofy. Niebawem zamieszczone zostaną  szczegóły tego zdarzenia.
Tablica Pamiątkowa na Jasnej Górze


09 kwietnia 2013

Julian Green: "Inny" - fragment 1


Doznałem ulgi i zarazem rozczarowania, poczułem się też upokorzony, zawstydzony i zepchnięty znowu w samotność. Ale pora, żebym opowiedział o sobie. Mój pobyt w Kopenhadze miał się skończyć w sierpniu, a teraz była połowa czerwca. Wybór tego miejsca dla spędzenia wakacji, tłumaczył się przynajmniej częściowa moimi ciągotami fizycznymi. Rodzice w świętej naiwności właściwej wszystkim rodzicom wyobrażali sobie, że wykorzystując wolny czas, przedsięwziąłem podróż naukową, i studiowałem rzeczywiście, ale nie to, czego się spodziewali. Uważali, że jestem poważnym chłopcem. I byłem nim, jak często przytrafia się to ludziom goniącym za uciechami.

Miałem dwadzieścia cztery lata i nie będąc bogatym rozporządzałem takimi sumami, jakich potrzebowałem. Brakowało mi tylko znajomości duńskiego - myślałem - aby najpiękniejsze miłostki świata stały się moim udziałem. Niestety nie posiadałem zdolności do języków i rola niemowy stała się dla mnie nieznośna w chwilach, kiedy cała sprawa sprowadzała się do umiejętności nakłonienia lub umówienia się na randkę. Moim głównym atutem, mówię to bez fałszywej skromności, były hebanowe, gęste, wijące się włosy i szczególny kolor oczu, szary, przechodzący czasem w fiołkowy. Byłem jakby w sytuacji blondyna w kraju, gdzie wszyscy są ciemnowłosi. 

(str.24)

Konkurs "JULIAN GREEN: INNY. PORTRET EMOCJONALNY"


Ogłaszam konkurs na pracę plastyczną, literacką, filmową bądź muzyczną o tematyce „Julian Green: Inny. Portret emocjonalny”.

Julian Green (1900-1998) był francuskim pisarzem XX wieku. Syn amerykańskich emigrantów, wnuk walczących w obronie godności Południa w Wojnie Secesyjnej Stanów Zjednoczonych, w którego żyłach płynęła krew wielu narodów, Julian nie był u siebie w wieku XX. Prekursor nurtu realizmu magicznego w literaturze, autor ponad pięćdziesięciu utworów – powieści, dramatów, esejów, w czym około dwudziestu przetłumaczonych na język polski, wielbiciel podróży, sztuki i języków obcych wybrał na swoją ojczyznę język francuski. Był członkiem Akademii Francuskiej. Jego publikowane dzienniki są najdłuższymi dziennikami w Europie, natomiast powieści i dramaty to nieświadome dla pisarza przedłużenie dzienników; uzupełnienie ich o to co niewypowiedziane. Julian Green został odznaczony wieloma nagrodami: Le Prix Prince-Pierre-de-Monaco w 1951 roku (nagroda przyznawana pisarzom francuskojęzycznym za całokształt twórczości), Grand Prix National des Lettres w 1966, Grand Proix de Litterature z rąk Akademii Francuskiej 1970 roku. Jeszcze w trakcie życia pisarza, pisano o nim i jego twórczości prace naukowe a po śmierci otwarto Międzynarodowe Stowarzyszenie Badań Greenowskich (SIEG), http://juliengreen.paris-sorbonne.fr/, które co roku gromadzi pasjonatów jego twórczości. Towarzystwo to wydaje również czasopismo w całości mu poświęcone. 

W 15 rocznicę śmierci Juliana Greena, zapraszam wszystkich do uczczenia tej wielkiej osobowości poprzez udział w konkursie.

„Inny” to powieść nasycona emocjami i przeżyciami. Na pierwszy rzut oka kryminał, romans, historia wojenna... Ale przede wszystkim to powieść emocji... Czytając ma się wrażenie, że czarne litery na kartce same przeistaczają się w obrazy i sceny filmowe a wyobraźnia podpowiada nam ich rozwinięcie...

Zachęcam do przeczytania całości. Mając jednak wątpliwości co do dostępności tej książki na rynku polskim, w kolejnych odsłonach tego bloga będę umieszczała jej fragmenty tak, by każdy miał możliwość zasmakowania w tej przepięknej twórczości oraz wzięcia udziału w konkursie.



Prace nadesłane na konkurs muszą przedstawiać pewną scenę, emocję opisywaną przez pisarza w „Innym”. Prace mogą mieć charakter wiersza, opowiadania, esejuobrazu, grafiki, fotografii, rzeźby, innej formy plastycznej, sketchu, filmu, kompozycji muzycznej lub piosenki. Obowiązkowo muszą być opatrzone cytatem, do którego bezpośrednio się odnoszą.

Uczestnicy konkursu otrzymają nagrody niespodzianki w podziękowaniu za udział, najlepsze zaś prace zostaną opublikowane w drugim numerze czasopisma „Dedal i Ikar” w listopadzie tego roku. Poza tym każda nadesłana praca zostanie umieszczona na stronie www.dedaliikar.com w zakładce Czytelnia.

Konkurs „Julian Green. Inny. Portret emocjonalny” jest skierowany do amatorów, debiutantów jak również do znanych i rozpoznawalnych artystów.

Proszę o nadsyłanie prac do 30 czerwca 2013 roku na adres: kontakt@dedaliikar.com  


06 kwietnia 2013

Juliette Binoche - "malarstwo jest samotne"

- "A Pani malarstwo, skąd ono pochodzi?"
fot. Jean-Baptiste Mondino

- "Z ruchu i z ciszy. To nie jest coś, co jest poza moim życiem. Jest ono równie głęboko częścią mojego życia jak aktorstwo, jest autentycznym pragnieniem ruchu. Jedyna różnica to to, że malarstwo jest samotne; być aktorką oznacza być współtwórcą. Nawet jeśli posiadanie kogoś obok jest bardzo silne, malarstwo jest dla mnie ucieczką w samotność, jest mi ono coraz bardziej niezbędne. Jest schronieniem i zaworem bezpieczeństwa. Kiedy zaczynałam w kinie 20 lat temu, moje pragnienie bycia wśród ludzi było silniejsze; dziś to fakt samotności umacnia mnie. Film jest wspólną dumą, związek z malarstwem  jest bardzo intymny".


Fragment rozmowy z "Libération", 5 października 2005 r.

Julia Helena Młynarczyk w sztuce "Chata za wsią" w częstochowskim teatrze
Juliette Binoche, aktorka wielkiego formatu, zdobywczyni Oskara za rolę w "Angielskim Pacjencie" w 1996 roku i za tę samą rolę BAFTA w roku następnym, zdobywczyni Cezara dla najlepszej aktorki w "Trzy kolory. Niebieski" w 1994 roku jest wnuczką aktorki częstochowskiego teatru, Julii Heleny Młynarczyk. Debiutowała w 1984 roku w produkcji "Las Nanas" u Jean'a Luca Godarda. Zagrała w ponad pięćdziesięciu filmach i jest jedną z nielicznych aktorek, która ma możliwość przebierania w proponowanych jej rolach.


Jej drugą życiową pasją jest malarstwo, które ja osobiście bardzo podziwiam, a które odkryłam w 2006 roku. Wystawa miejąca miejsce w Muzeum częstochowskim, towarzyszyła warsztatom, które prowadziła matka Juliette, francuska reżyserka, Monika Stalens w jednym z częstochowskich liceów.





















04 kwietnia 2013

Julien Green - wszystko jest magią

Przed chwilą przyglądałem się odblaskowi, jaki butelka z fioletowego szkła rzucała na białą serwetkę w moim pokoju. Była to tylko blada plama barwy wpadającej w lilaróż, ale wydawało mi się, że dostrzegam w niej piękno tak szczególne, iż mimo woli marzyłem o nim czas jakiś. Zwykły kolor rzucony na kawałek białego płótna harmonizuje czasem z najtajniejszymi myślami serca.
(Julien Green, "Dziennik", 27 grudnia 1944)

Julien Green - jak przekształci się autor?

"Trochę zaniepokojony w związku z moją powieścią. Bohaterowie podlegają dwudziestu przekształceniom, ale ciekaw jestem jak przekształci się autor, zanim napiszę słowo: "koniec" . Pytanie to zadaję sobie przy każdej z moich książek. Jest w tym niebezpieczeństwo, o którym, wydaje mi się, nie mówiono jeszcze nigdy. Pisząc książkę zbyt wolno, ryzykujemy, że zabraknie nam woli do jej zakończenia, ten bowiem, kto powinien  ją ukończyć, jest kim innym niż ten, kto ją zaczynał."

03 kwietnia 2013

Natasha St Pier - najnowszy album (dobra opcja na tegoroczną wiosnę)

Dziś czas na Natashę St Pier i jej najnowszy album. Osoby znające jej twórczość wiedzą dobrze, że ta 32-letnia mieszkanka Quebecu (w Kanadzie) ma na swoim koncie osiem płyt i 13 singli. Debiutowała w wieku 12 lat w konkursie Le Pouvouir de la Chanson (Siła Piosenki), gdzie zachwyciła się nią Celine Dion i producenci Michel Lacroix i Regean. W 2001 roku artystka wygrała Eurowizję piosenką "Je n'ai que mon ame". Reprezentowała wówczas Francję.
Znamy też jej duety z Pascalem Obispo, Garou, Patrick Bruel.
Obecnie Natasha jest jurorką w The Voice of Belgique. Jak sama twierdzi w wywiadach spotkania z młodymi piosenkarzami odnawiają w niej zamiłowanie do muzyki.
"Bonne Nouvelle" wnosi nową świeżość do twórczości piosenkarki. Ośmielę się stwierdzić, że z tym albumem oddala się ona od obranego wcześniej artystycznego nurtu.
W piosenkach znajdujących się na płycie "Bonne nouvelle" można odnaleźć słońce i uśmiech.

Bardzo dobra opcja na tegoroczną wiosnę. Zapraszam do słuchania :).



02 kwietnia 2013

Brahms

"Wysłuchałem z jak największą rozkoszą koncertu Brahmsa na skrzypce i wiolonczelę. Są tam fragmenty, na które to wszystko czym jesteśmy, ciało i dusza, odpowiada z pasją: tak! I nie potrafię wyrazić tego inaczej!"
(Julien Green, "Dzienniki", 1 września 1945)



Jego myśli nie dosiągnęły 2013...

Zastanawiam się niekiedy, co pomyśli o tym dzienniku mój czytelnik z roku 2000, jeśli taki się znajdzie. Bo piszę raczej dla niego a nie dla czytelników będących bliżej mnie. Chciałbym, żeby ów czytelnik, odległy jeszcze, zdołał sobie wytworzyć pogląd, czym był pisarz naszej epoki....
Julien Green, "Dzienniki" (28 grudnia 1944)

01 kwietnia 2013

Dziś Prima Aprilis-uważaj, bo się pomylisz!

Dziś Prima Aprilis-uważaj, bo się pomylisz!

Dziś obchodzimy Prima Aprilis, święto, którego geneza jest szalenie niejasna, ale które znane jest niemal w każdym miejscu na globie... Zwany Poisson d'avil (we Francji), Pesce d'aprile (we Włoszech), Fool's Day (w Wielkiech Brytanii), zwyczaj ten sięga jeszcze czasów rzymskich.
Rzymianki natomiast obchodziły 1 kwietnia święto Venus Verticordia (Wenus Kierującej Sercami), która strzegła je przed występną miłością. Święto to upamiętniało 1 kwietnia 114 roku, kiedy to poświęcono bogini w darze świątynię jako odkupienie za utratę cnoty przez trzy dziewice westalskie. Kolejne rocznice tego wydarzenia połączone zostały z obchodami święta Fortuny Virilis, patronki szczęścia i pomyślności oraz  Ceraliami, świętem obchodzonym na cześć bogini urodzaju i rolnictwa, Ceres. Legenda mówi, że Ceres została oszukana poszukując córki. Ceralia polegały na primaaprilisowym żartowaniu. W trakcie Weneralii, święta na cześć Wenus, bogini wiosny, roślinności i warzyw, mężczyźni przebierali się w kobiece szaty, odgrywano śmieszne scenki i zezwolone były liczne żarty.
Z czasem, Kościół katolicki przejął to święto przyjmując, że  1 kwietnia urodził się Judasz i dlatego 1 kwietnia to dzień obłudy i kłamstwa. 
Inne hipotezy na temat tego święta donoszą, że geneza tego święta wywodzi się z 1564 roku, kiedy to Karol IX zreformował kalendarz przenosząc pierwszy dzień roku z 1 kwietnia na 1 stycznia. Zmiana ta wywołała szereg śmiesznych sytuacji.
Francuskie i włoskie nazewnictwo święta - kwietniowa ryba - sugeruje, że jest ono związane z astronomicznym wejściem słońca w znak ryby a więc również ze świętem rozpoczęcia wiosny.

We Włoszech i Francji zwyczajem jest przyklejać rybę na plecach znajomych i rodziny. W Szkocji poluje się na głupca, czyli osoby naiwnej, która nabierze się na zaserwowany dowcip. 

Mieszkańcy Hiszpanii jako jedyni w Europie nie świętują 1 kwietnia pozwalają sobie na nasze primaaprilisowe żarty w Święto Niewiniątek, 28 grudnia.



Nic dodać nic ująć w tym roku pogoda włączyła się w tak długą tradycję primaaprilisową... Mamy już od tygodnia wiosnę i kilka centymetrów śniegu za oknem :).