18 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 11



Wróciwszy po dwóch godzinach do mojego pokoju, rzuciłem się na łóżko, ukrywając głowę w poduszce. Wydawało mi się, że czuję jeszcze w rękach i na całej skórze zapach przepysznego ciała, które nasyciło moją żarłoczność. W wyobraźni widziałem wszystko ponownie. Nie było to wspomnienie lecz halucynacja. Znajdowałem się znów w pokoju ponuro oświetlonym jedną żarówką zawieszoną nad łóżkiem. Koloru mokiety wytartej aż do osnowy niepodobna było ustalić, a na oknach wisiały  aksamitne fioletowe zasłony w żółtawe pasy. Była i ... Była też i plugawa miednica a wyszczerbiony dzbanek na wodę stał na stole ze zwykłych desek, na ścianie zaś, po lewej stronie drzwi, o zgrozo, wisiała spora rycina przedstawiająca nie mam pojęcia jaką scenę religijną. Na miejscu nie zauważyłem tych szczegółów, nie odrywając oczu od gładkiego, bursztynowego ciała w ostrym świetle żarówki. Potem... Potem, jak mi się to - rzecz nie dająca się wytłumaczyć - przytrafiało za każdym razem, życzyłbym sobie, żeby podłoga rozwarła się i pochłonęła moją partnerkę. Jak powoli się ubierała! Dwoma dłońmi o rozwartych szeroko palcach pokazywała mi, ile potrzebuje koron, jakbyśmy nie ustalili ceny wcześniej, nad kanałem. 

(str. 91)