Wróciwszy
po dwóch godzinach do mojego pokoju, rzuciłem się na łóżko,
ukrywając głowę w poduszce. Wydawało mi się, że czuję jeszcze
w rękach i na całej skórze zapach przepysznego ciała, które
nasyciło moją żarłoczność. W wyobraźni widziałem wszystko
ponownie. Nie było to wspomnienie lecz halucynacja. Znajdowałem się
znów w pokoju ponuro oświetlonym jedną żarówką
zawieszoną nad łóżkiem. Koloru mokiety wytartej aż do
osnowy niepodobna było ustalić, a na oknach wisiały aksamitne
fioletowe zasłony w żółtawe pasy. Była i ... Była też i
plugawa miednica a wyszczerbiony dzbanek na wodę stał na stole ze
zwykłych desek, na ścianie zaś, po lewej stronie drzwi, o zgrozo,
wisiała spora rycina przedstawiająca nie mam pojęcia jaką scenę
religijną. Na miejscu nie zauważyłem tych szczegółów,
nie odrywając oczu od gładkiego, bursztynowego ciała w ostrym
świetle żarówki. Potem... Potem, jak mi się to - rzecz nie
dająca się wytłumaczyć - przytrafiało za każdym razem, życzyłbym
sobie, żeby podłoga rozwarła się i pochłonęła moją partnerkę.
Jak powoli się ubierała! Dwoma dłońmi o rozwartych szeroko
palcach pokazywała mi, ile potrzebuje koron, jakbyśmy nie ustalili
ceny wcześniej, nad kanałem.