
Ogarnęła mnie niewysłowiona rozpacz. Wydałem się sobie zwierzyną z łapą uwięzioną w potrzasku. Nic by się nie zmieniło, gdybym opuścił ten dom i wyszedł na ulicę. Śmierć mnie otaczała. Życie było potrzaskiem. W samym środku życia tkwił ten bezlitosny mechanizm, którego nic nie mogło zniszczyć. Trzeba umrzeć. Wojna wybuchnie lada moment. Ogarnięty paniką szukałem jakiegoś schronienia. Trunki i narkotyki nie miały żadnej władzy nad
moim umysłem. Strach unicestwiał się tylko w erotyzmie, ale nasycenie następowało szybko i trwoga odradzała się w samotności, w jaką się zaraz zagłębiałem: ochłonąwszy czułem się sam, jeśli nawet kobieta pozostawała ze mną. Sądzę, że, gdyby w tym pokoju było okno, skoczyłbym w próżnię mimo grozy, jaką we mnie budziła podobna śmierć.
(str.46)