24 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 17



Mój pokój. Zbyt dobrze go znam, abym mogła powiedzieć jak on wygląda. Nie umiałabym go opisać i nie miałabym zresztą ochoty. Nie twierdzę, że za wiele tu wycierpiałam - to nazbyt romantyczne sformułowanie - ale za bardzo się nudziłam. Z tego powodu przywiązałam się do niego w osobliwy sposób. Byłoby mi przykro zamienić go na inny - inny? inne więzienie? Ale to nie więzieni. Mogę wyjść, kiedy mi się podoba, odejść, wrócić. Nikt mnie nie pilnuje, ale tez i nikt mnie nie widzi. To tak jakbym nie istniała. Miasto jest nawiedzane, ma swojego ducha i tym duchem jestem właśnie ja. Śmieję się z tego sama do siebie. Listonosz mnie nie widzi, rzeźnik mnie nie widzi, kobiety, mężczyźni, nikt. Z dziećmi jest inaczej. Widzą mnie, kiwają do mnie rękami. Podobno dzieci mają szczególny instynkt, ale zawsze znajdzie się jakaś matka albo piastunka, aby pociągnąć dziecko za rękę, kiedy się zbliżam, i matka albo piastunka mają zawsze ów martwy wzrok, przeznaczony dla mnie od czterech lat, od decydującej chwili, kiedy wszystkie dzwony rozdzwoniły się jednocześnie. 

(str. 109)