
W pierwszym odruchu chciałem dogonić Karin samochodem, ale byłaby to jeszcze jedna niezręczność. Każda dziewczyna, na którą za bardzo się nastaje, będzie się tym uparciej wzbraniać. Z ciężkim sercem zatrzymałem samochód przed domem i wszedłem do mojego pokoju.
Nagły ból głowy ścisnął mi skronie. Nie zapaliwszy światła wyszedłem odetchnąć na tarasie, nad którym górowała cała masa spiralnej wieży kościoła, odcinająca się od jasnego jeszcze nieba. U moich stóp latarnie oświetlały chodniki opasujące malowane fasady - i przyglądałem się tym szczegółom, starając się nie myśleć o Karin. Postąpiłem jak głupiec. Trzeba było ją przed chwilą dogonić. Powinienem był wziąć ją siłą w ogrodzie otaczającym dom wystawiony na sprzedaż, gdzie byliśmy sami - ale nie pożądałem jej wtedy. A może tego właśnie pragnęła: żeby wziąć ją siłą? Cóż, odgadywałem wszystko z paroma godzinami opóźnienia.. Niepodobna było postępować niezręczniej ode mnie z dziewczętami, które pociągały mnie tak bardzo.
(str. 90)