Zajęty
zbieraniem ostatnich okruchów szkła, klęczałem przed nią i
podniósłszy wzrok
zobaczyłem, że jej czarne oczy płonęły,
jakby spoglądała w Piekło. Oparła głowę na dłoni i wydała się
piękna osobliwa uroda, nie mającą żadnego związku z urokiem,
który rozjaśniał ją w beztroskich chwilach. To nie dziecko
na mnie patrzyło, ale kobieta onieśmielająca swoją szlachetnością
i surowością, mimo to jednak uległem znów porywowi litości
wobec tej istoty, która traciła swoją młodość w
ciemnościach przesądu. Jakiś głos wołał we mnie:
"Ocal ją
od pomyłek! Wydrzyj ją zbytecznemu dramatowi wiary.. Masz
światło. Obdarz ją nim".
(str. 101)