Wolał
półmrok. Ułatwiało mu to zapewne odegranie przed samym sobą
dramaciku skruszonego grzesznika. Wyobraziłam sobie, że zakrył
twarz rękami. Zanurzona w wodzie, obliczałam swoje szanse. Na
płaszczyźnie zmysłów były w tej chwili znikome..
Powiedział mi dzisiejszej nocy wszystko, co miał mi do powiedzenia,
a teraz, rankiem, interesowała go wyłącznie dusza. A może plusk
wody nasunie mu jakąś grzeszną myśl? Mężczyźni są tacy
prymitywni! Ależ nie, to idiotyczne - ta kłopotliwa sytuacja zdjęła
mnie raptownym niesmakiem. Przemogłam go jednak. Wystarczyło tylko
zyskać parę godzin. Odrodziłby się głód, wielkie
pożądanie. Ofiarowawszy mu najpierw ciało, zamierzałam z tym
samym bezwstydem ofiarować mu duszę. To bardzo nikczemne - ale cóż,
byłam zakochana.
(str. 191)