Opisać
tego człowieka... Nie chcę już więcej cierpieć w ten sposób.
Wydawał się uosobieniem słońca, ale cóż znaczą słowa?
Był czymś innym niż to, czymś więcej, wszystkim, co sobie
wymarzyłam w mojej samotności. To tak jakbym wymyśliła tę istotę
dziwną a jednak tak bardzo duńską. Moje wygłodzenie stroiło go w
rodzaj straszliwej piękności. Kpił sobie ze mnie i z mojego
zachwytu. Nawet w chwilach rozkoszy myślałam o rozstaniu, które
musiało niechybnie nastąpić, gdyż za trzy dni miał wyjechać do
Jutlandii, gdzie jego rodzice mieli fermę. Latem pracował przy
żniwach i wyobrażałam sobie, jak prawie nagi tulił w szerokich
ramionach snopy, podobny bogom obfitości w oceanie zbóż.
"Ależ głuptasie, mamy przecież maszyny - odpowiadał śmiejąc
się. To nie snopy tulę w swoich ramionach".
Opuścił
mój pokój o świcie i przyszedł nazajutrz wieczorem.
następnego dnia skorzystał z tego, że śpię, i wyszedł; już go
więcej nie widziałam. spodziewałam się czegoś w tym guście, a
mimo to cios był tak silny, że przyszło mi na myśl samobójstwo,
ale bałam się śmierci, jak dzieci boją się ciemności.
(str.
128)