11 kwietnia 2013

Julian Green: Inny - fragment 3


Szedłem teraz cichą ulicą, przy której stały stare domy, i okna bez okiennic spoglądały na mnie w ciszy nocnej. wydawały się tak baczne, jakby rzeczywiście niewidzialni mieszkańcy obserwowali mnie i podchodzili do okien słysząc moje kroki. Na koniec znalazłem się na okrągłym placu oświetlonymi latarniami, ukrytymi w gąszczu drzew; światła przesłonięte liśćmi wyglądały jak chińskie lampiony. Podaję owe szczegóły, gdyż w tym banalnie przyjemnym otoczeniu zdarzyło się coś, co omal nie zmieniło biegu mojego życia: miałem wrażenie, że drzwiczki jakiejś klatki zatrzasnęły się przede mną. Zbyteczne było już ukrywać przed sobą, że lada chwila zadurzę się w Karin.

Wszystko ostrzegało mnie, że w tym moje nieszczęście. Wiedziałem: i cóż z tego, że jestem młody. Gdybym mógł wybierać ani spojrzałbym na nią, ale bywa, że zadurzamy się z przyczyn tak sekretnych, iż się nam wymykają. U źródła mojej miłości istniało najbardziej niebezpieczne z uczuć, przeradzające się niekiedy w namiętność: litość, litość, która niepostrzeżenie przeistoczyła się w czułość wraz ze wszystkimi rozszalałymi żądaniami serca. 

(str.34)