Chociaż
godzina była raczej nocna niż poranna, przygotowałem sobie kąpiel
i zanurzyłem się w ciepłej wodzie, jakbym chciał zmyć z ciała
wszystkie pieszczoty, które, które otrzymało.
Szorowałem każdy cal skóry, od stóp do głów.
Mściwą ręką rozpościerałem biała pianę na całym ciele,
twarzy i włosach. W tym szale oczyszczenia, którego sens miał
mi się pojawić później, zużyłbym chętniej trzy mydła.
Unikałem
prostytucji nie z obawy przed chorobą zawsze możliwą, ale nie
chcąc uciekać się do ułatwień według mnie niegodnych mężczyzny,
który nie przestał się jeszcze podobać. Te kobiety brukały
mnie w moich oczach, postarzały, napawały wstydem. Strona moralna -
czy potrzebuję to podkreślać? - nie miała najmniejszego znaczenia
w tej historii. W moich oczach dziewczyna uliczna warta była więcej
od niejednej osoby, rzekomo godnej szacunku, ale za mało miałem
przenikliwości i odwagi, aby wyznać samemu sobie, że prostytucja
pociągała mnie z taką samą mocą, jak przepaść przyciąga
człowieka skłonnego do zawrotów głowy. Zrozumiałem to
znacznie później.
(str. 92)